Całkiem niedawno szukałam stacji drogi krzyżowej do kaplicy i znalazłam bardzo intrygującą, ale twarze były tak brzydkie na niektórych stacjach, że miałam wątpliwość, czy ta będzie właściwa. Brzydka ale przez to przejmująca i zatrzymująca. Nasze drogi krzyżowe są śliczne, a przedstawiają przecież krwawą scenę. W Piśmie Świętym fragmenty z Izajasza mówią: „Jak wielu osłupiało na Jego widok – tak nieludzko został oszpecony Jego wygląd i postać Jego była niepodobna do ludzi”, „Nie miał On wdzięku ani też blasku, aby chciano na Niego popatrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał. Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi, Mąż boleści, oswojony z cierpieniem, jak ktoś, przed kim się twarz zakrywa, wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic”. Przejmujące jak czytam.
Nasze drogi krzyżowe są piękne. Chcemy otaczać się pięknymi rzeczami. Może dlatego też trudno nam wejść w tajemnicę śmierci, w tajemnicę śmierci Jezusa i odkryć Jego miłość. Stąd nie ma w nas otwartości do relacji z Nim. Wszystko musi być piękne, a przez to przyjemne. To co inne, brzydkie, to co niekształtne, co budzi odrazę trzeba jak najszybciej usunąć. Często budzą w nas lęk choćby małe myszy, bo są takie nieprzyjemne. A przecież w nas samych jest strona jasna i ciemna- jest to co dobre i to co złe. Tak jakbyśmy chcieli się widzieć tylko pozytywnymi i odrzucamy wszystko co takie w nas nie jest. W ten sposób wpadamy w pułapkę – „co inni myślą o mnie”, czy mnie widzą taką właśnie, jakiej bym nie chciała odsłonić- słabej, grzesznej, brudnej… Odrzucając taką siebie jestem ciągle rozbita i niespokojna, niekceptująca siebie. Moje reakcje na to co inne, brzydkie to pokazują. To, co widzimy i jak oceniamy wynika z nas samych. Odrzucamy co brzydkie, bo kojarzy nam się z czymś ciemnym, z czymś, czego nie chcemy w nas samych; z czymś, co nam zagraża.
Może to, co brzydkie kojarzy nam się z jakąś degradacją, rozpadem, śmiercią..?
Może to nasze lęki przed śmiercią? Jak oswoić śmierć? Może trzeba jej się przyglądać i uczyć się ją akceptować, a wtedy to, co brzydkie, inne, co zdeformowane, rozpadające się, nie będzie nas przerażać? Podobno na wschodzie, w buddyzmie, bardzo duży nacisk kładzie się na medytację śmierci: tego, że jest pewna; że może przyjść w każdej chwili; że wszystko nam zabierze.
My natomiast nie myślimy w ogóle o śmierci i spychamy ją w podświadomość. I ona tam jest i ten strach przed nią ujawnia się w różnych naszych fobiach, lękach, zaburzeniach.
Boimy się tracić.., a przecież kiedyś stracimy wszystko.
Dodaj komentarz