OKRUCHY DNIA

wpis w: Film | 0

„Okruchy dnia”, reż. James Ivory

 

Dziś podejmujemy myśli dotyczące filmu „Okruchy dnia”. Poza wątkami, które odkrywałyśmy w trakcie oglądania moją uwagę zwróciła gra aktora Anthonego Hopkinsa. Mimika twarzy, ruchy, gesty- w fascynujący, niewerbalny sposób stworzył bohatera filmu Stevensa.

 

Gdy myślałam o filmie, to miałam pustkę w głowie i nie potrafiłam uchwycić żadnej myśli. Wpadając w tą pustkę, zastanawiałam się: co ona chce mi powiedzieć?. Teraz wiem: kamerdyner, James Stevens, główny bohater w filmie, żyje w pustce, odcięty od swoich emocji.

 

Gdy „połączenie” między głową a sercem zostaje zerwane, to osoba często funkcjonuje bardzo dobrze na poziomie zadaniowym, może być świetna w sprawach organizacyjnych, doskonale sobie radzić w argumentacji, jest racjonalna w podejściu do różnych spraw, ale nie ma bliskich osób, nie ma osób, którym ufa, nie radzi sobie w relacjach.

 

Stevens koncentruje się na zadaniach. W jego życiu nie może być miejsca na błąd, wszystko musi być dokładne i idealne. Świat wewnętrzny Stevensa zamarł i dlatego nasz bohater zastygł w bezruchu.

 

Przez czas trwania filmu rodzi się myśl, żeby wreszcie zaczął działać, żeby dotknął dłoni pani Kenton, gdy są tak blisko siebie w jedej ze scen,  żeby powiedział, że jest dla niego ważna, gdy widzi jak pani Kenton płacze.

Co chwilę mówiłam w myślach Stevensowi: „no powiedz jej to wreszcie”, „powiedz, co czujesz”, a on ciągle nic. Odcinał się świadomie od emocji, bo chciał być przede wszystkim profesjonalistą w tym, co robił. I sądził, że w tym nie ma miejsca na uczucia. A to nieprawda. Mógł być przecież najlepszym służącym i pozostać sobą: okazać uczucie, otworzyć się. Ale nie chciał.

 

Nie możemy w rzeczywistości wygasić emocji, jednak można doprowadzić do utraty kontaktu z nimi. Stevens bronił się przed odbiorem i interpretacją sygnałów z wewnątrz. Odcinał się od emocji, ale one – wyparte -do niego wracały w postaci zmęczenia, osłabienia, upuszczenia butelki z winem po tym jak dowiedział się, że pani Kenton wychodzi za mąż.

Nie można odciąć się od emocji, bo one wracają do nas, dotykają naszego samopoczucia.

Czy znasz takie momenty, w których wieczorem nie masz sił, żeby się umyć, marzysz tylko o tym, żeby się położyć i zasnąć?

Czy czujesz dolegliwości fizyczne: bolą cię plecy, żołądek, kuje serce…?

Czy chodzisz przygnębiony/-a i nie wiesz właściwie dlaczego?

Czy czujesz ciężar życia?

Czy nie masz chęci na aktywności, które innym sprawiają przyjemność: sport, książki..?

Co prowadzi do emocjonalnego odcięcia?.

 

Odcięcie stanowi mechanizm obronny: żeby nie czuć zranienia i żeby funkcjonować w świecie, aby radzić sobie z niedoborami emocjonalnymi. Czasem dzieje się to w dzieciństwie, gdy czujemy niezaspokojenie emocjonalne, gdy nasze potrzeby nie są właściwie zaspokajane, gdy doświadczamy trudnych, traumatycznych sytuacji. Niekiedy w dorosłym życiu, gdy doświadczamy sytuacji, które nas przygnębiają, z którymi nie potrafimy sobie poradzić, sytuacji, które sprawiają, że cały, budowany, znany świat zaczyna się sypać, jak domek z kart. Odciąć się, aby nie czuć. Zagłuszanie takich chwil wzmacnia nasze działanie w świecie, ale jednocześnie prowadzi do znieczulenia emocjonalnego. Nasz wewnętrzny świat zamiera, nie potrafimy przeżywać emocji pozytywnych, broniąc się przed negatywnymi. Tracimy bogactwo różnorodnych przeżyć.

 

Dotknięcie tych emocji poprzez płacz, pochylenie się nad sobą, przeżycie utrat, żałoby, cierpienia niesie wewnętrzne wyzwolenie. Pomaga nam to w podjęciu konstruktywnego działania, nie tylko schematycznego funkcjonowania, tak jak funkcjonował Stevens. Często dużo łatwiej dotknąć tych emocji, gdy ktoś nam towarzyszy, gdy mamy obok osobę.

 

Podoba mi się fragment terapii z książki „Istoty ulotne”, I. Yaloma (psychiatra). Kobieta, która jako nastolatka pisze opowiadanie dotykając swojego wewnętrznego bólu, swojego pragnienia śmierci, po latach, na terapii przy I. Yalomie, odtwarza to opowiadanie zmieniając jego zakończenie. Zmiana dotyczy tego, że w tym opowiadaniu nie jest już sama, że towarzyszy jej osoba, która widzi jej ból, widzi jak spływają po policzkach łzy, która po prostu przy niej jest. Opowiadanie, które ukryła w pudle, do którego przez lata bała się wrócić nabiera nowego kształtu. Zmienia się jej wcześniejsze doświadczenie pełne bólu i samotności, strachu i lęku na doświadczenie pełne akceptacji i zrozumienia oraz przyjęcia samej siebie.

 

Stevens staje się bardziej ludzki dopiero po wielu latach, gdy jedzie w odwiedziny do pani Kent. Nie mówi jej o uczuciach, ale pozwala sobie na ich pokazanie, jakby już przestał tak bardzo siebie kontrolować.

Czasem tak jest, że wraz z wiekiem łagodniejemy, odpuszczamy sobie wiele rzeczy, przestajemy siebie tak bardzo kontrolować, godzimy się z tym, jacy jesteśmy, z życiem, z porażkami i stratami. Może świadomość tego, że nie pozostało dużo czasu, że się go nie cofnie, sprawia, że łagodniejemy i stajemy się bardziej wyrozumiali, bardziej ludzcy. Nie wszyscy, oczywiście. Cała sztuka, by tę umiejętność nabyć o wiele wcześniej, a nie dopiero wtedy gdy zbliża się czas, by odejść z tego świata.

 

No i muzyka. To dla mnie drugi główny aktor.

I zastanawiam się:

jak odbieram świat?.

Czy istnieje dla mnie tylko to, co widzę?.

Czy „słyszę” świat?, innych?, siebie?,

czy raczej tylko patrzę, widzę, pochłaniam wzrokiem siedząc przed tv albo telefonem.

Co dziś słyszałam?.

Jak słucham?.

 

Największym przegranym w tym filmie jest dla mnie osoba lorda Darlingtona. Chciał, w swojej naiwności, dobrze. Myślał, że przyczynia się do utrwalenia pokoju między Niemcami a resztą świata, a tymczasem został przez Niemców wykorzystany dla ich planów. Nie mógł się pogodzić z tą porażką. Całkowicie zamknął się w sobie, odciął od świata i innych. Tak, jakby nie miał odwagi spojrzeć w twarz sytuacji, która się wydarzyła i sobie samemu. Załamał się swoją porażką.

Jakie są moje przegrane i klęski, po których chcę „zapaść się pod ziemię”?

Czy jest coś takiego w moim życiu?

Jak sobie radzę z porażką?

Może film potoczyłby się inaczej gdyby lord pogodził się ze swoją klęską?.

 

Może kształt mojego dalszego życia zależy od tego, co teraz zrobię ze swoją przegraną.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *